AAC to nie maraton

AAC w moim wykonaniu, to nie są pełne zdania wieloelementowe, którymi sypię jak z rękawa. To kilkuelementowe i zazwyczaj wielomodalne wypowiedzi. Często blokuje mnie stres. Dziś chcę Wam pokazać, że AAC to też małe, drobne kroczki, które budują samodzielność, lepszą komunikację i wolność. A czasem też rozbawiają wszystkich.

 

W piątek po szkole długo rozmawialiśmy z rodzicami o lekcjach. Zatrzymaliśmy się przy muzyce, bo to jedna z moich ulubionych lekcji. Śpiewaliśmy z Panem Mateuszem różne piosenki i było naprawdę fajnie. Mama zapytała mnie:
– „A czy Panu Mateuszowi podobało się jak śpiewacie?”

Odpowiedziałam:
– „Płakał ze śmiechu”.

Najpierw rodzice spojrzeli na mnie zaskoczeni. A potem… i oni płakali ze śmiechu.

 

♦ ♦ ♦
Druga sytuacja, o której chcę opowiedzieć to wyjście na lody. W moim komunikatorze nie mam wprowadzonych smaków. Korzystam z „uniwersalnych” słów. Czekoladowe to dla mnie „czekolada”, oreo to „ciasteczko”. Kiedy ostatnio zamawiałam lody powiedziałam „jajko” i pani od razu zrozumiała, że chodzi o lody „jajko z niespodzianką”.

I wiecie co? To było niesamowite uczucie. Bo to ja sama zamawiałam. Bo ktoś usłyszał i chciał zrozumieć. Bo AAC naprawdę działa wtedy, kiedy ludzie są otwarci.

 

 

Nie musisz od razu przebiec maratonu. Wystarczy, że zaczniesz biegać.
Tak samo w AAC – nie zawsze potrzeba wielkich słów, żeby się dogadać. Czasem wystarczy otwartość, trochę cierpliwości i odrobina uważności.

A Ty – czy potrafisz usłyszeć więcej, niż ktoś dosłownie mówi?
Co ostatnio usłyszałeś od użytkownika AAC?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *